Zamknij

Napisz do nas


Imię i Nazwisko
Nr telefonu
Adres e-mail
Treść wiadomości

Strona główna > Rozmowa z
Moniką Kuszyńską

Rozmowa z
Moniką Kuszyńską


Monika Kuszyńska odrodzona na nowo

- Ambasador Certyfikatu Równych Szans


Sześć lat temu jej kariera artystyczna została przerwana przez wypadek samochodowy. Od tamtego czasu jeździ na wózku inwalidzkim. „Zmieniło się wszystko”. Jednak te przykre wydarzenia jej nie zniszczyły. Dziś mówi o sobie – narodzona na nowo. Z nową siłą. Nowym podejściem do życia. „Ocalona”. Piosenkarka Monika Kuszyńska opowiada o sobie, swoim mierzeniu się z rzeczywistością, „nowym”.

Po latach rehabilitacji powróciła Pani na nowo do twórczości artystycznej – to w pewnym sensie nowy etap w Pani życiu. Co dziś chce Pani przekazywać osobom, które Pani słuchają?

Monika Kuszyńska: Chcę przede wszystkim opowiedzieć swoją historię, jako przykład podniesienia się z pozornie beznadziejnej sytuacji. Nie podaję gotowej recepty na życie, a jedynie opowiadam o tym, jak sama sobie radziłam w  trudnych chwilach. Myślę, że każdy z tej opowieści czerpie dla siebie co innego. Najważniejsza jest jednak nadzieja, która jest motywem przewodnim mojej twórczości.

Mówi się, że niektórzy ludzie po przejściu w życiu przez pewne sytuacje nie pozostają już tacy sami. Czy o sobie może Pani powiedzieć podobnie?

Monika Kuszyńska: Z pewnością zmienia się sposób patrzenia na świat. Dlatego często opowiadając swoją historię rozdzielam ją na dwa etapy, które nazywam "poprzednim i nowym życiem", bo rzeczywiście czuję się narodzona na nowo.

Co konkretnie zmieniło się po wypadku, który Pani przeżyła 6 lat temu?

Monika Kuszyńska: Długo by opowiadać. Zmieniło się prawie wszystko. Od samopoczucia i trybu życia począwszy, na ludziach mnie otaczających skończywszy.

Po tym wszystkim, co Pani przeżyła, śpiewa Pani „Nowa rodzę się”. Skąd znalazła Pani w sobie siłę, by zmierzyć się z „nową” rzeczywistością? I skąd to „nowe”?

Monika Kuszyńska: Po wypadku wszystko staje się nowe i nie mamy na to żadnego wpływu. Pozostaje jedynie nauczyć się w tym nowym funkcjonować. To wszystko wymaga czasu i cierpliwości. Podnosimy się powoli, ale każdy mały krok, mały sukces procentuje coraz to większą siłą. Być może to naturalny mechanizm obronny człowieka, a może to zasługa "moich Aniołów na ziemi"… a może jedno i drugie:)

Jak wspomina Pani czas, kiedy była Pani wokalistką Varius Manx?

Monika Kuszyńska: Już nie wspominam. Rzadko cokolwiek wspominam. Skupiam się na tym co dzieje się teraz, żyję dniem dzisiejszym. Co nie oznacza, że odcinam się od przeszłości. Mam szacunek do tego co było, bo te wszystkie wydarzenia mnie ukształtowały i doprowadziły do tego miejsca w którym jestem. Nie rozpamiętuję jednak. Dawno pozwoliłam przeszłości odejść.

Jak mówi Pani w jednym z wywiadów, po wypadku „nie myślała Pani, że ktoś będzie chciał Pani jeszcze słuchać” – dlaczego?

Monika Kuszyńska: Jako młoda wokalistka dojrzewałam w przeświadczeniu, że na scenie najważniejszy jest "show". Myślałam, że publiczność potrzebuje  głównie rozrywki. Kiedy więc te możliwości zostały mi odebrane, myślałam, że nie odnajdę się już na estradzie. Później dopiero zrozumiałam, że wielu ludzi szuka czegoś więcej, szuka treści. Wiem, że moje słowa przynoszą pocieszenie, co mnie samej daje wielki sens do tworzenia. Właściwie dopiero teraz widzę prawdziwy sens moich działań.

Pani najnowszy album nosi tytuł „Ocalona” – co kryje się za tym tytułem?

Monika Kuszyńska: Jak łatwo się domyślić kryje się za nim moja historia. To takie moje drugie imię.

Wielu ludzi boryka się z różnymi przeciwnościami w życiu. W czym Pani zdaniem mogą znaleźć siłę, by poradzić sobie w trudnych sytuacjach?

Monika Kuszyńska: Przede wszystkim w szeroko pojętej wierze. Ja od początku starałam się wierzyć, że to wszystko ma sens. Oczywiście miałam wiele momentów zwątpienia, ale zawsze starałam się trzymać wiary. Miałam też szczęście mieć przy sobie ludzi, dla których chciałam walczyć, bo wiedziałam, że im na mnie zależy. Najtrudniejsza w takiej sytuacji jest samotność, ale sądzę, że jeśli jesteśmy otwarci na drugiego człowieka, to on pojawia się w naszym życiu w odpowiednim momencie. Takie są moje doświadczenia.

Została Pani Ambasadorką programu „Równych Szans”, promującego m.in. zatrudnianie osób niepełnosprawnych. W jednej z wypowiedzi wspomina Pani, że choć nie upatrywała Pani misji w  „ambasadorowaniu”, chce Pani zabierać głos w sprawach dotyczących osób niepełnosprawnych. W jaki sposób chciałaby je Pani wspierać?

Monika Kuszyńska:  Przede wszystkim zauważyłam, że Polska jest krajem mało świadomym jeśli chodzi o tę tematykę. To z pewnością jest powodem, dla którego osoby niepełnosprawne czują się dyskryminowane czy ignorowane. Dla mnie zawsze powodem jest brak świadomości, bo coś, co niepoznane wzbudza lęk lub obojętność. Nie jestem pewnie w stanie tego zmienić w prosty sposób, ale myślę, że moje pojawianie się w mediach z postawą, którą staram się prezentować, powoduje zmianę myślenia o osobach niepełnosprawnych. Chcę między innymi pokazywać, że nasza wartość nie jest mniejsza z powodu ułomności fizycznej i że nie należy bać się inności. Zauważam coraz większą otwartość ludzi na moją osobę, co jest, mam nadzieję, dobrym prognostykiem dla innych. Wiem, że zmiana sposobu myślenia wymaga długiego procesu, niestety. Jesteśmy jednak na dobrej drodze.

Wspominała Pani w mediach, że stara się iść „drogą serca”. W tym stwierdzeniu jest dużo spokoju i spełnienia. Jak rozumie Pani podążanie taką właśnie drogą?

Monika Kuszyńska: Tu znów wracamy do tematu wiary w to, że wszystko ma sens. Nauczyłam się spokojnie podchodzić do tego, co niesie mi los i ufać, że idę dobrą drogą. Słucham intuicji, która zazwyczaj podpowiada mi dobre rozwiązania. To nie znaczy oczywiście, że się nie mylę. Akceptuję jednak i to, że człowiek jest omylny. Generalnie jednak staram się unikać złych emocji i kierować się miłością. Brzmi to może górnolotnie, ale pewne rzeczy trudno jest po prostu nazwać.

W Programie „Równych Szans”, którego inicjatorem jest kaliska Agencja Pracy Poprostupraca.pl chcemy wyróżnić ludzi, którzy będą wspierać zawodowo osoby niepełnosprawne. Pani w swoich wypowiedziach wspomina czasem o „ludziach – aniołach”, którzy pomagają nam przejść trudne momenty i są dla nas wsparciem. Na czym ich pomoc polegała w Pani życiu i dlaczego była tak ważna?

Monika Kuszyńska:  Mam taką cechę, którą pewnie posiada wiele osób, że łatwiej jest mi się zmobilizować do działania, jeśli robię coś dla kogoś. Dla siebie jakoś trudniej. Myślę, że tak to właśnie zostało wymyślone, że ludzie są sobie wzajemnie potrzebni. To jest wzajemna wymiana energii, bez której trudno funkcjonować. Dlatego, gdy widziałam, że mam wokół siebie ludzi, którym zależy na moim dobrym samopoczuciu, uśmiechałam się mimo bólu. Wreszcie zaczęłam zapominać, że mnie boli. Czułam się bezpieczna i otoczona miłością. W takich warunkach łatwiej się podnieść.

Jakiego wsparcia potrzebują osoby niepełnosprawne w naszym kraju? Do udzielania jakiej pomocy zachęcałaby Pani Polaków?

Monika Kuszyńska: Dla mnie podstawowym problemem są bariery architektoniczne i  na to staram się zwracać największą uwagę. Zanim jednak nasz kraj zostanie przystosowany tak, byśmy czuli się w nim wolni i bezpieczni,  potrzebna jest wzajemna życzliwość i otwartość. Każdy człowiek ma inne potrzeby i trudno to uogólnić. Jeśli jednak mamy empatię i wyobraźnię, to z pewnością łatwiej się nam porozumieć i pomóc sobie wzajemnie. Czasem zwykłe słowo, ciepły gest znaczą więcej niż cokolwiek innego. I nie chodzi tu absolutnie o litość czy użalanie się nad kimś.

Trudne sytuacje zdarzają się w życiu ludzi, ale nie muszą ich wcale pokonać. Pani jest dowodem na to, że można z nich wyjść zwycięsko? Co Pani zdaniem jest najważniejsze, by po takich wydarzeniach nie zgorzknieć, a żyć dalej pełnią życia, być szczęśliwym i dawać szczęście innym?

Monika Kuszyńska: Warto sobie przede wszystkim uzmysłowić, że dostaliśmy nową szansę, którą możemy wykorzystać dużo lepiej. Ocierając się o śmierć człowiek zauważa, że życie jest kruche i w każdej chwili można je stracić. Zaczyna kontemplować temat życia i śmierci i rozumieć, że nasz czas jest ograniczony. Taka świadomość pomaga podjąć decyzję, by żyć jak najlepiej, póki jest nam to dane. Starać się doceniać każdą chwilę. Moje doświadczenia są takie, że kiedy znów zaczynamy się otwierać na świat i patrzeć nań z optymizmem, ten oddaje nam bardzo dużo dobrej energii. Ta energia rośnie jak kula śniegowa.

O swojej płycie „Ocalona” mówi Pani, że jest ona „symbolem zwycięstwa nad bólem, lękiem i bezsilnością”. Czy zgodzi się Pani ze stwierdzeniem, że prawdziwi bohaterowie to nie ci, którzy się nie boją, ale ci, którzy mimo lęku mierzą się z rzeczywistością i stawiają jej czoła? Co radziłaby Pani osobom, które żyją w stanie permanentnej ucieczki przed mierzeniem się z lękiem?

Monika Kuszyńska: Zmierzenie się lękiem jest największym życiowym wyzwaniem, ale też największym sukcesem. Zazwyczaj okazuję się, że lęk jest irracjonalny, a my nie możemy uwierzyć, że tak bardzo nas paraliżował. Czasem samo podjęcie wyzwania sprawia, że lęk znika. Kiedy odkryłam ten mechanizm, poznałam nową jakość życia. Oczywiście nie jest tak, że lęk znika bezpowrotnie, ale każde działanie go osłabia. Strach, którego unikamy, rośnie w siłę i przytłacza coraz bardziej. Tylko zmierzenie się z nim daje nam poczucie wolności. Tuż po wypadku, bardzo bałam się wyjścia z domu, bałam się ocen, ludzkich spojrzeń. Kiedy jednak zaczęłam wbrew temu wychodzić, lęk zaczął stopniowo ustępować. Dziś właściwie nie mam z tym żadnego problemu.

A czego przede wszystkim życzy Pani osobom, które w jakimś stopniu borykają się z niepełnosprawnością?

Monika Kuszyńska: Życzę szybkiego zbudowania poczucia własnej wartości. Oczywiście każdy człowiek ma kompleksy, słabości. Miłość do siebie polega na tym, by zaakceptować siebie takimi, jakimi jesteśmy. Ja zrozumiałam, że moja niepełnosprawność nie obniża mojej wartości jako człowieka. Śmiem nawet twierdzić, że moje doświadczenia czynią mnie bardziej wartościową. Kiedy naprawdę to poczułam, zaczęłam spotykać się z pozytywnym odzewem z zewnątrz, z szacunkiem ludzi, z miłością. To stara prawda - jeśli wpierw nie pokochamy siebie, trudno nam będzie dostać tę miłość z zewnątrz.

Dziękuję za rozmowę!

Agnieszka Kubicka